2017-09-16

Moje małe wielkie szczęście

Odkąd pamiętam najważniejsza była dla mnie własna, mała (i pełna) rodzina. Dosyć szybko odezwał się we mnie instynkt macierzyński i jakoś tego nie ukrywałam. Mając 20 lat, wiedziałam już, że chcę być niedługo mamą. Na szczęście kilka lat później trafiłam na kogoś, kto również chciał założyć rodzinę i teraz mamy niespełna trzyletniego bąbla. Oczywiście macierzyństwo i posiadanie dziecka nie jest usłane różami, ale liczyłam się z tym (ok, nie przewidziałam takiego buntu i fochów), ale przecież życie nie jest nigdy idealne. Mój syn jest moim oczkiem w głowie i nie zamieniłabym się z nikim innym, nie cofnęłabym też czasu, czuję, że jestem spełniona!



Ale czy na pewno jestem ze sobą (i z Wami) do końca szczera? Jakiś czas temu pisałam Wam TUTAJ, że nie chcę, żeby moje dziecko było jedynakiem i nadal nic nie zmieniło się w tej kwestii. Rodzeństwo dla mojego synka to bardzo ważna dla mnie rzecz, ponieważ sama mam siostrę i wiem, że pomimo różnych sporów tu czy tam, zawsze możemy na siebie liczyć i zawsze będzie ktoś bliski, kiedy rodziców zabraknie. Tak naprawdę spełniona będę wtedy, gdy Oli będzie miał rodzeństwo i dopiero wtedy nasza rodzina będzie taka idealna, idealna dla nas.
Nie będę owijała w bawełnę, Oli na pewno nie będzie jedynakiem, no może jeszcze jakieś 4 miesiące, ponieważ już pod koniec stycznia zostanie starszym bratem! Tak bardzo chciałam się podzielić ze wszystkim dobrymi nowinami, ponieważ w końcu będzie tak jak sobie wymarzyłam. Będzie nas więcej, będzie więcej radości, miłości i szaleństw. Będzie na pewno głośniej, znowu wrócimy do pieluch i bezsennych nocy, ale to wszystko jest takie piękne, że już nie mogę się tego doczekać. Rodzina to coś, czego nie można kupić za żadne pieniądze świata, a pełna i szczęśliwa rodzina to już w ogóle luksus. Ja tego nie doświadczyłam, ponieważ wychowałam się bez taty, ale moim dzieciom chciałabym dać to, co najcenniejsze - miłość mamy i taty, a teraz moje dzieci będą miały też siebie nawzajem. Idealnie!


Czekałam dosyć długo, by móc poinformować Was o mojej ciąży, ponieważ jestem już po najważniejszym usg i wiem, że wszystko jest w porządku i w końcu mogę odetchnąć z ulgą i zacząć powoli kupować różne rzeczy do wyprawki. Nie pisałam o tym wcześniej, ale jest to moja trzecia ciąża, pierwszą straciłam w... 23 tygodniu! Nigdy nic nie wiadomo, dlatego cieszę się, że teraz mogę w końcu cieszyć się tym, że będę miała kolejne dziecko. Ten czas tak szybko mija, szczególnie, gdy u boku biega rozbrykany (niespełna) 3-latek ;) Niby mówi się, że z kolejną ciążą jest już większy luz, dłużej zwleka się z zakupami dotyczącymi wyprawki i wszystko jest robione na ostatnią chwilę. Jednak ja mam jakoś na odwrót, wózek upatrzyłam sobie już jak byłam chyba w 8 tygodniu, przeglądałam łożeczka dostawne, ubranka, kocyki, dekoracje do kącika w naszej sypialni itd. Wszystko powoli układałam sobie w głowie, chociaż z tyłu głowy nadal miałam różne myśli. Ale cieszyłam się tą ciążą od samego początku, czyli od 4 tygodnia, wtedy już wiedziałam, że jestem w ciąży. Nie skakałam aż tak z radości, jestem raczej realistką i wiedziałam, że może być rożnie. Na szczęście teraz mogę w końcu ponieść się temu szaleństwu, które wiąże się z planowaniem wyprawki, mam już nawet 3 pary małych skarpetek, bamboszki i czapeczkę! No szaleństwo!
Obiecuję Wam tutaj, że będzie się pojawiać więcej postów, na pewno będzie trochę ciążowych. Chciałabym wrócić do Was i do pisania, przyznaję, że trochę brakowało mi motywacji i sił momentami, ale teraz jest już lepiej i mam nadzieję, że będziecie do mnie zaglądać ;)

Ciąża to wyjątkowy stan i choć czasami nadal czuję się okropnie i nie wiem, co jeść, by poczuć się lepiej, to jestem strasznie szczęśliwa, że spełniło się moje kolejne marzenie. Mam zamiar wykorzystać ten czas na maxa i cieszyć się tym stanem każdego dnia i dziękować za to, że wszystko jest w porządku i maleństwo jest zdrowe. To jest przecież najważniejsze. Ale skoro już wiadomo, że jest ok, to można chyba zacząć temat płci. Jak myślicie, będzie chłopiec, czy dziewczynka? ;)
Zdradzę Wam tę informację już niedługo, w kolejnym ciążowym wpisie :)



Czytaj dalej »

2017-01-30

Biała pavlova.

Pavlova, to beza, która jest chrupiąca z zewnątrz i piankowa lub gumowa w środku. Nikt się jej nie oprze, gwanantuję Ci to! Skoro pokochał ją mój narzeczony, który aż tak za ciastami nie przepada (więksość moich wypieków pochłaniam ja!), to musi być dobra.
To był mój czwarty raz z pavlovą, za pierwszym razem nie dopilnowałam temperatury i z piekarnika dochodził bardzo nieprzyjemny zapach spalenizny ;) Potem było już tylko lepiej. Jakiś czas temu podzieliłam się z Wami przepisem na torcik pavlova z truskawkami, a dziś mam dla Was ogromną bezę z różnymi owocami na wierzchu. Niebo w gębie!
Gotowi?



Skłądniki:

6 białek
300 g drobnego cukru do wypieków
1 łyżeczka skrobii kukurydzianej lub ziemniacznej
1 łyżeczka białego octu winnego lub soku z cytryny

Dodatkowo:

500 ml śmietany kremówki 30% lub 36 % (ja dałam double cream i było ok)
świeże owoce sezonowe

W misie miksera ubić białka ze szczyptą soli na sztywna pianę. Dodawac cukier, stopniowo, łyżka po łyżce, cały czas ubijając, do powstania sztywnej, błyszczącej piany. Dodać octu winego lub soku z cytryny i ubić, Dodac przesianą skrobię ziemniaczaną i delikatnie wymieszać szpatułką,

Blaszkę wyłożyć papierem do pieczenia lub matą teflonowa. Na papierze narysować okrag, nieduży, 23 cm średnicy. Wyłożyć na niego masę bezową i uformować wyrównując boki bezy łyżkąlub szpatułką ku górze. Wstawić do nagrzanego do 180 stopni piekarnika i po 5 minutach zmniejszyć temperaturę do 150 stopni. Piec 1,5 godziny.

Studzić w lekko uchylonym piekarniku.

Wystudzoną beze położyć na paterze. Wyłożyć na nią ubitą śmietanę kremówkę (bez cukru). Udekorować świeżymi owocami sezonowymi.

Przepis pochodzi ze strony Moje Wypieki.







Dajcie znać w komentarzach, jak Wam się podoba i czy macie zamiar upiec pavlovą w najbliższym czasie :)
Czytaj dalej »

2016-10-11

Czy czujesz się dobrze ze sobą? Jeśli nie, koniecznie to zmień!

Bycie kobietą jest ciężkie. Nie wyjdziemy z domu bez makijażu, jak nasz facet, bo pomyślą, że jesteśmy chore, a jak same widzimy siebie codziennie w dresie, to też nie za dobrze się z tym czujemy. Czasem ciężko jest nam zaakceptować siebie, szczególnie, gdy jest się już mamą. Nasze ciało jest inne, musimy włożyć więcej pracy w pozbycie się zbędnych kilogramów. Ale czy to znaczy, że musimy cały czas źle o sobie myśleć i dołować się?

Muszę się Wam przyznać, jako mama rozbrykanego dulatka (w poprzednim wpisie mogliście przeczytać, czego życzę mojemu synkowi i zobaczyć jak wyglądało jego przyjęcie), że często mam takie dni, kiedy po prostu nie mam zamiaru wychodzić z domu, bo ciuchy jakoś dziwnie na mnie leżą, włosy źle się ułożyły, a rzęsy wcale nie są takie długie, jak bym chciała i czuję, że wyglądam jak dziecko. Niestety nie dałabym rady cały czas siedzieć w dresach, zamknięta w czterech ścianach, bo po prostu bym zwariowała. Czasami pozwalam sobie na pełen luz, kiedy nie martwię się tym, że mam tłuste włosy, zero makijażu i szerokie, dresowe spodnie. Czasem trzeba się wyluzować, ale szybko musimy wrócić do "rzeczywistości" i po prostu zadbać o siebie.

Wydaje mi się, że każda z nas ma czasem takie dni i oczywiście nie ma w tym nic złego, ale musimy pamiętać o tym, że my - kobiety jesteśmy dosyć specyficzne i potrzebujemy kopniaka w postaci nowego ciuszka, torebki, czy ładnego makijażu, żeby czuć się ze sobą dobrze. Wystający trochę brzuszek wkładamy w spodnie z wysokim stanem, na rzęsy nakładamy tusz, brwi lub usta trochę podkreślamy (co, kto lubi)  i nawet w zwykłej bluzce i trampkach możemy czuć się super. To są właśnie takie drobiazgi, które sprawiają, że od razu jesteśmy uśmiechnięte i powinnyśmy częściej to robić! Nawet sztuczny uśmiech sprawi, że troszkę "oszukamy" nasz mózg, który dostarczy dzięki temu endorfin do naszego organizmu i wtedy od razu poczujemy się szczęśliwe. Sprawdzone info! ;)



Nie patrz się na modelki w magazynach, czy perfekcyjne mamy w internecie, bo tylko zaniżysz swoją samoocenę. A chyba  nie o to chodzi, prawda? Popatrz na siebie w lustrze i pomyśl, co lubisz w sobie najbardziej i właśnie to staraj się podkreślić! Lubisz swoje oczy? Zrób sobie kreskę eyelinerem lub podkreśl jedynie rzęsy tuszem. A może lubisz swoje nogi? Noś częściej spódnice lub sukienki, nawet zimą, a co! Spójrz też na swoje mankamenty, bo musisz wiedzieć, co chcesz ukryć. Każda z nas ma kompleksy, ja też, tak samo te wszystkie piękne gwiazdy czy modelki. Zaakceptuj siebie taką, jaką jesteś, bo jesteś piękna. Każda z nas jest i nie daj sobie wmówić inaczej. Uśmiechaj się dużo, pierś do przodu, pupa wypięta, plecy proste i idź podbijać świat, czy to w zwykłych jeansach, czy w bardzo obcisłej sukience.




A Wy czujecie się dobrze ze sobą? Jakie są Wasze sposoby na poprawienie swojej samooceny? Dajcie znać w komentarzach poniżej, chętnie poznam Wasze opinie na ten temat. :)

Czytaj dalej »

2016-07-18

A gdyby tak odciąć się choć na jeden dzień od całej tej technologii?



Technologia idzie do przodu coraz to szybciej. Nasze dzieci - czy tego chcemy, czy nie - oglądają bajki w telefonach, my całymi dniami przesiadujemy z nosem w komputerze, czytając blogi i fora zamiast książek (tych papierowych). Technologia nie odstępuje nas na krok, wifi w telefonie musi być zawsze, bo trzeba uwiecznić to spotkanie przy kawce w Starbucksie, czy zrobić zwykłe selfie, bo akurat jesteśmy w przepięknym i malowniczym miejscu. 



Znasz to? Ja znam za dobrze. Nie potrafię już oglądać telewizji bez telefonu obok... Czy to nie jest przerażające? Dla mnie nawet bardzo.
Pamiętam, jak kiedyś siedziałam do nocy, czytając książkę pod kołdrą, z latarką w jednej ręce. Spacery z najbliższą osobą bez korzystania z technologii w międzyczasie były wtedy normalne, a teraz takie wyjątkowe, często niemożliwe.



Zaczęłam myśleć o tym wszystkim, kiedy nagle skończył się nam prąd (w Anglii w większości domów jest opcja doładowania prądu za pomocą kluczyka lub karty, doładujesz prąd lub gaz w każdym lokalnym sklepiku). Nagle nastała cisza. Wywietrznik w łazience przestał głośno huczeć, lodówka przestała wydawać dźwięki, które zazwyczaj wydaje kilka razy dziennie podczas "przesyłania" wody do pojemnika w zamrażarce, byśmy mieli ten luksus w postaci lodu w szklance ;) Wszystko ucichło, aż dziwnie się czuję. Trochę tak, jakbym była na jakiejś bezludnej wyspie, na której potrzebny jest tylko tlen. I właśnie wtedy pomyślałam sobie "ale ulga... a gdyby ta cisza została trochę dłużej?". Zaraz mieliśmy "doładować" prąd, bo jednak obiad trzeba zrobić i wody ciepłej nie ma. Ale akurat kawę sobie zrobiłam, więc piłam ją pomału i wsłuchiwałam się w ciszę. Oli wtedy spał. Nawet gdyby nie spał, moglibyśmy razem pobyć w tej ciszy. 




Oczywiście przed technologią nie uciekniemy - obiad zrobić trzeba, pranie też wypadałoby wstawić, kawę również chętnie wypijemy, no i nawet, jeśli zechcemy poczytać tę książkę, czasem potrzebne jest nam światło (ok, możemy zapalić świeczkę lub latarkę), [nie czytalibyście też mojego bloga ;)] - chyba, że wybierzemy się na biwak, o którym marzę od tamtego dnia, w którym skończył się prąd :)
Czytaj dalej »